15 stycznia 2019

Rzuciłam studia

Jeżeli ktokolwiek to jeszcze czyta lub na to czeka.

Zacznijmy od przypomnienia.

 Pamiętacie jak 18 kwietnia 2017 roku wrzuciłam tutaj tekst o Dużym dziecku? (o ten właśnie chodzi). Był napisany pod bardzo dużym wpływem emocji, chciałam wtedy coś zmienić, cokolwiek. Podjąć decyzje, pierwszą, życiową decyzję, która byłaby moja. Cóż... Za 4 miesiące minął od tego postu 2 lata, i wiecie co udało mi się zmieniło? NIC. Powiem Wam szczerze, od serducha, że aktualnie jestem na 2 roku studiów i za każdym razem siedząc na jakimkolwiek wykładzie czy ćwiczeniach, do głowy nasuwa mi się myśl "co się odjebało?" albo po prostu "jak ja się tu znalazłam?". Od października, codziennie utwierdzam się w fakcie i przekonaniu, że moje życie nie nabiera żadnych wartości przez kierunek i specjalność, które wybrałam jako następną część z procesu mojej edukacji i kształcenia zawodowego. Powiem Wam więcej i bardziej szczerze, próbowałam to dzisiaj zmienić. Jednak moje starania przedstawienia tego tematu z mojej perspektywy stanęły na niczym.

Wróciłam do Dużego dziecka całkiem przypadkiem i czytając, podjęłam moją pierwszą decyzję, która zaważy na reszcie mojego życia, a w jaki sposób to się dopiero okaże. Początkowo miałam w głowie, skończ ten rok. Masz tydzień do sesji, jeśli chodzi o zaliczenia to po prostu do nich siądź ALE za każdą moją próbą nauczenia się na dany przedmiot, szła porażka tak mocna, że w momencie odbijania się ode mnie był huk większy niż, gdyby ktoś wysadził przy Tobie bombę nuklearną.
Koniec końców, po długim zastanawianiu się i analizowaniu wszystkich możliwych wyjść i rozwiązań oraz po parunastu filmikach w stylu "rzuciłam studia" po prostu rzuciłam studia.

Co więcej! Dzięki pomocy i wsparciu najważniejszej dla mnie osoby, jeszcze w tym roku (oby oby) wyprowadzę się z domu. Podejmę studia na zupełnie innym kierunku, na takim, który lata temu mnie zafascynował i od niego zaczął się hype na mój przyszły, wymarzony zawód. Nawet perspektywa studiowania zaocznie mnie nie przeraża. Owszem, że szkoda mi straconych dwóch lat i przeraża mnie trochę to, że od października zacznę wszystko od nowa ale kurwa mówi się trudno i płynie się dalej, tym bardziej, że z całego serca nigdy w życiu tak nie chciałam i co więcej niczego w życiu tak nie potrzebowałam jak tej zmiany.

Zapowiada się bardzo ciężki i burzliwy rok. Mam nadzieję i wierzę, że mimo wszystkich schodów i huraganów w oczy, w grudniu stwierdzę, że podjęcie takiej decyzji to była najlepsza rzecz jaką mogłabym kiedykolwiek dla siebie zrobić.

A Wy, trzymajcie za mnie kciuki.

18 kwietnia 2017

Duże dziecko

Wszystko mnie przytłacza. Za miesiąc o tej porze najprawdopodobniej będę spać albo oblewać wszystkie moje egzaminy. A najbardziej matematykę. W liceum okazało się, że jednak marny ze mnie umysł ścisły.

Jednak matura to nie jest to, co leży, upchane, gdzieś tam w środku, we mnie.

Ostatnio tracę ludzi tak szybko jak tracę spokój i opanowanie.
Cały czas chodzę rozdrażniona, zdenerwowana i ogromnie przejęta.
Zdarza mi się czasem przespać spokojnie kilka godzin. Jednak gdy to się nie udaję, to myślę. Nad wszystkim. Taka ludzka natura, cóż poradzić? Nie tylko ja gapię się w sufit o 4 nad ranem, przynajmniej to mnie odrobinę pociesza.

Kilka dni temu, uświadamiając sobie, że za chwile kończę 19 lat, zorientowałam się, że moje decyzje, moje poglądy na świat, na rzeczy błahe, ważne czy codzienne, że moje doświadczenie, cel w życiu, odpowiedzialność, to wszystko jest gówno warte.

Dlaczego?

Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Ponieważ albo czegoś z wyżej wymienionych nie ma wcale albo to nie jest moje. Nie czuje się dobrze, czuje się wręcz fatalnie. Emocjonalnie, psychicznie i fizycznie, jestem rozszarpana między mną samą, mną taką jaką chcę być, a tym..co na to moja mama.

Chyba zostałam odrobinę źle wychowana, chyba za bardzo z góry mam narzucone jaka mam być.
Chyba przerasta mnie bycie "doskonałą". Chyba nie umiem sobie poradzić z tym na jaką każdy chce mnie kreować.

Halo, no kurwa, nie będę. Przykro mi.

Przez całe życie starałam się doskoczyć do stawianego mi poziomu, wręcz codziennie ryczałam z powodu, że nie umiem wszystkich zadowolić, że każdego zawodzę.

Ciężko jest dorównać oczekiwaniom. Tym bardziej, że ja nigdy nie chciałam być 'tą najgorszą'.
Zawsze chciałam, żeby mama była ze mnie dumna.

Chyba nie czuje tej dumy.

Ogarnia mnie bezsilność. Taka jakiej nigdy wcześniej u mnie nie było. To mnie przeraża.
Najgorsze jest to, że gdy stawiam na swoim to słyszę tylko słowa rozczarowania, słowa, które naprawdę potrafią ukłuć.

Nie bój się mieć własnego zdania. Pokazuj je, jest Twoje.
Nie pozwól, żeby w pewnym momencie je ktoś stłamsił i zakopał.

To nie kapsuła czasu, tego nikt po latach nie wykopie.

24 stycznia 2017

Ci wege i Ci nie.

Nie rozumiem wielu spraw, które są związane z wegetarianizmem czy weganizmem. W temacie jestem dość świeża ale czy od zawsze były prowadzone między tymi dwoma "światami" takie wojny? O tak naprawdę wielkie NIC?..Halo przecież dieta roślinna nie jest zła! Chociaż z drugiej strony mięso też nie jest złe..a kebaby to istna magia, są okropnie niezdrowe ale to jednak magia. :D

Generalnie od paru miesięcy sama jestem (z tego co wyczytałam) semi-wegetarianką, inaczej rzecz ujmując pół-wegetarianin. Opisują to jako okres przejściowy między tym wszystkim bla bla bla. Za źródło posłużyła mi dobrze znana wszystkim Wikipedia. Jeśli ktoś jest ciekaw wystarczy wpisać frazę w google. Wszystko tam jest!

Mieszając w tym wszystkim jeszcze bardziej ale w końcu jakoś sensownie zaczynając, powiem, że nie uznaje siebie jako człowieka "wege", dlaczego? Otóż:

  • nie zmieniłam drastycznie swojego punktu widzenia . 
  • nie nawołuje całej rodziny i znajomych do podążania za mną, tak jak to narzucali inni 'Zieloni'. 
  • nie zamieniam moich kosmetyków na te testowane inaczej. 
Ostatecznie też nie wycofałam z mojej diety ryb, co dla niektórych jest niedopuszczalnym czynem. Przecież ryby też mają uczucia. Także chyba nawet nie zasłużyłam na miano "wegetarianka". Przechodząc dalej...ostatnio napotykam się na wiele, wiele, naprawdę wiele dram. To już nie są sprzeczki, o to kto ma rację, to są istne dramy o nic! Ślepe narzucanie swoich racji, wyzywanie się nawzajem. Niekiedy to wygląda komicznie, po prostu obrzucanie się mięsem, o które są całe afery. Wrzucanie wszystkich do jednego worka, wegetarianie zachowujący się tak jakby nigdy kurczaka w ustach nie mieli. Mięsożercy, zwolennicy codziennego obiadu składającego się ze schabowego, mówiący, że ludzie na takich dietach się głodzą, umierają, nie dostarczają swojemu organizmowi potrzebnych witamin...no tak przecież właśnie w taki sposób rodzą się anorektyczki. Ręce opadają. Teraz HIT, czytając to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy zacząć płakać. Chodzi o kontrargument jednej z weganek na jakimś forum dyskusyjnym do argumentu mięsożercy, ściślej mówiąc tekst "O..próbujesz zagłuszyć swoje poczucie winy?". Szok moi drodzy.. SZOK. Tym bardziej, że człowiek napisał normalny komentarz, wyznał, że bardzo lubi mięso i on sam nie widzi w jedzeniu go nic złego, przecież po to ono też jest. NIE KUŹWA, OKŁAMUJESZ SIĘ.. nie mogę.. xD Wiecie, wiedząc, że takie coś jest, że tacy ludzie są i wywołują burze wszędzie gdzie się da, to teraz wcale się nie dziwie, że gdy mówię, że nie jem mięsa, osoba rozmawiająca ze mną bardzo dziwnie reaguje.




Jestem ciekawa jakie Wy macie na ten temat zdanie i pamiętajcie, że nie każdy Zielony chce nawracać! Hej.


12 grudnia 2016

Kids.

Akcja "bunt" chyba dalej we mnie jest i wydaje mi się, że zbyt szybko ode mnie nie odejdzie. 

Możliwe, że to przez to mam tą drugą osobowość. Tą taką zaplątaną, pobrudzoną, znudzoną wszystkim, wypchaną samymi negatywami. Bycie dzieckiem/nastolatkiem nie jest wcale takie proste. Owszem nasze problemy są niczym jeśli chodzi o to co będzie w późniejszych latach dorosłości. Jednakże żyjemy teraz, czujemy teraz, popełniamy błędy - TERAZ. Jesteśmy teraz. I czasem możemy być łobuzami - bo kiedy jak nie teraz? Tak jak Młody Baryka szukamy sensu, robimy głupstwa, wychodzimy na prostą tylko po to, żeby za chwilę gdzieś skręcić. Pchamy się w coś czego może kompletnie nie rozumiemy, chcemy zmieniać świat, świat, który jest nietolerancyjny, ślepy na ból innych. Chcemy uwagi dorosłych, rówieśników, a sami patrzymy tylko na siebie. Popadamy ze skrajności w skrajność, błądzimy, szukając czegoś po omacku, czegokolwiek, co mogłoby nas wyciągnąć z otchłani beznadziei, z tych całych brudnych czeluści. Chcemy znaleźć sens życia, chęci nawet do wstania z łóżka. Czasem są, a czasem nie. To całkowicie normalna rzecz. Jesteśmy w wieku gdzie łapią nas wyrzuty sumienia, depresja, choroby, używki różnego rodzaju. Uciekamy od realiów, od rzeczywiści, od domu, szkoły, czasem nawet od rodziców. Szukamy pomocy na forach, strona, we wszystkim co pomaga nam choć na chwilę zapomnieć o szarym, brudnym i zdemoralizowanym świecie, który szczerze mówiąc sami tworzymy.




22 lipca 2016

Two faces. First - Ladies never die.

Czasem tak naprawdę nie wiem jaka jestem. Jaki jest mój charakter, która strona bardziej do mnie przemawia, pasuje? W czym czuje się lepiej? Coś nie tak z moją osobowością? Halo?! Potrzebuje odpowiedzi. Owszem, powtarzałam sobie to non stop. c:

Kiedyś dość często zastanawiałam się nad samą sobą. Jestem bardziej "odpicowaną" dziewczynką, czy typową chłopczycą?  Nie wiem czy to jest w ogóle możliwe ale obie twarze pasują do mnie idealnie (przynajmniej tak mówią ludzie, ale ludzie z reguły dużo mówią) i co najważniejsze w obu czuję się dobrze. Nie mam pojęcia czy to szukanie swojego własne stylu w mieszaniu tym wszystkim, czy szukanie swojej osobowości w oddzielnych wydaniach. Raz wolę ubrać podarte spodnie na kolanach
i adidasy, zarzucić na siebie luźną bluzę i snapback'a, kilka dni później wyjść gdzieś w sukience, spódnicy, ładnej dopasowanej bluzce, a na sam koniec tego wszystkiego jest też tak, że ubieram adidasy do spódnicy.... Po dłuższym zastanowieniu się, podjęłam decyzję o tym, że tekstu nie będzie dużo. Po pierwsze, to co chciałam Wam przekazać już przekazałam.
O tutaj -> Otwórz oczy <--- Tak. :).
Po drugie, nie bardzo umiałam to wszystko dobrać w słowa tak jak chciałam. Po pewnym czasie już sama nie wiedziałam, co tak naprawdę chcę Wam przekazać. xD Intencje miałam dobre. Przynajmniej to. :D 
Więc trzymajcie pierwszą część.. Tą, którą odkryłam i polubiłam dość niedawno. :) 
Ogólnie musicie mi wybaczyć, że tym razem zdjęć jest baaaardzo mało. Sama jestem troszkę zła, bo chciałam Wam pokazać jak najwięcej..Niestety wyszło jak wyszło. Niczyja wina. :)

I gdyby kogoś to interesowało. Tak, na pierwszym zdjęciu mam ubrania. xDDD




10 lipca 2016

Cześć

Problemy, problemy i jeszcze raz problemy ale jestem.
Ostatnio mam trochę zamieszania w życiu jak i na dysku mojego komputera. Wszystko ginie, samo z siebie się usuwa lub po prostu nie chce się otworzyć. Złośliwość rzeczy martwych jak sądzę. 
Za jakiś czas (mam nadzieję, że tym razem nie po 4 miesiącach(?)) wrzucę jakiś dłuższy (refleksyjny może) post.
:)
Przechodząc szybko do sedna sprawy - sesja.













( trousers - cropp , shoes - nike , necklace - skorpion )

15 marca 2016

Otwórz oczy

W życiu każdego człowieka zdarzają się takie dni, gdzie wszystko jest nie tak jak być powinno. Dosłownie wszystko jest przeciwko, nawet włosy nam mówią:
"nie no słuchaj, to nie nasz dzień"
Yup. #Badhairday  #Badfaceday
i tak dalej...



Sądzę, że nikt z Was nie wie, że od kilku lat prowadzę tumblra. Siedząc i przeglądając go praktycznie codziennie na myśl nawija mi się jedno: jest okropnie dużo ludzi, którzy nienawidzą samych siebie. Kompletny brak jakiejkolwiek wartości, są tacy.. może nie wewnętrznie puści, bo to beznadziejnie brzmi, a przeładowani i wypchani masą negatywów, kierowanych tak naprawdę w swoją własną stronę. Zabijają siebie, swoje pasje, odcinają się od wszystkiego co ich otacza. Po co? Dlaczego? Może ktoś z najbliższego otoczenia wybrał sobie ich za "kozły ofiarne" i trwało to tak długo, że w końcu sami przejęli pałeczkę.. Ale mniejsza, powodów szukać nie chce, bo mogą okazać się okropne. Cóż..czas się przyznać, niekoniecznie przed światem a bardziej przed samą sobą, że TAK..Ja też taka byłam. BYŁAM. I mam nadzieję, że już nie będę, że się nie złamię, nie załamię itp. itd. każdy wie o co chodzi. Nie będę przytaczać mojego życiorysu, bo to jest niepotrzebne. Natomiast powiem, że bardzo długi okres mojego życia opierał się na tych smutnych chwilach. Takie kompletne odstawanie od grupy, niedopasowanie lub dopasowywanie się na siłę. Gdy już myślałam, że się udało, że to już to...To jednak zawsze kończyło się na tym, że jakoś tam dziwnym trafem zostawałam sobie sama. Trochę smutne, co? Nie zawsze byłam tą najodważniejszą, śmiejącą się najbardziej i kompletnie nie przejmującą się opinią innych osobą. Owszem, dalej taka nie jestem, ale pracuję nad sobą i chyba dobrze mi idzie.

Wracając, miałam masę złych dni, tak szczerze mówiąc można to podpisać pod złe tygodnie. Gdy wychodziłam z domu przyklejałam sobie ten sztuczny uśmiech, a to tylko dlatego, żeby nie tłumaczyć wszystkim co mi jest. Sądziłam, że moje "problemy" są dla innych błahostkami, że gdy komuś się zwierzę, usłyszę "nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma", więc trzymałam to wszystko w sobie. Szukałam siebie, a przynajmniej próbowałam szukać. Cały czas zmieniałam środowisko, dopasowując swoje zwyczaje, charakter, tylko po to, żeby w końcu gdzieś pasować jak puzzle w układance. Nie chciałam przywiązywać się do ludzi, czasem odczuwałam, że oni do mnie też nie. Nawet przez chwilę nie pomyślałam, że ktoś może mieć tak samo jak ja. Dziś stwierdzam, że bardzo się myliłam. Możliwe, że ogromna ilość ludzi w tym momencie ma gorzej niż ja kiedyś.

Zgoda może i nie mam dyplomu z psychologii czy ogromnej motywacji, którą mogłabym zarażać innych ludzi ale jednak w ciągu tych moich 18 lat upadłam dużo razy i niezależnie od sytuacji potrafiłam się podnieść. Nie zawsze było łatwo, niekiedy trwało to naprawdę długo ale zawsze wstawałam odrobinę silniejsza. I wiecie co? Ostatnio chyba zrozumiałam coś co jest naprawdę ważne.
Czasem musisz upaść na samo dno, żeby móc się odbić.
To właśnie robię..odbijam się, mam nadzieję, że po raz ostatni. Taki konkret. Zaczęłam w siebie wierzyć, lubić samą siebie za wszystkie wady i zalety. Już nie chce się zmieniać i udawać kogoś idealnego. Bycie kimś kim nie jesteście jest męczące.

Macie kawałek mnie, kawałek mojej historii i jedyne co zostaje mi do napisania to, to żebyście otworzyli oczy, oczyścili umysł ze spraw, które was unieszczęśliwiają. Zaakceptujcie swoje wady, bo dzięki nim jesteście niepowtarzalni.  Odrzućcie negatywne komentarze i bądźcie obojętni na to jak mówi o Was świat. Nie próbujcie być idealni, idealność jest nudna.
Miejcie jak ja tysiące wad i kilka zalet.
Bądźcie idealnie niedoskonali.
Bądźcie sobą.










(koszulka: sinsay, bluza: ombre, trampki: rockmetalshop)